pajace - Co robic żeby się nie nudziło (długi poradnik)

Logowanie
StRoNa GłÓwNa
Chat
FoRuM
ESKA
Szkoła
=> Jak Zachorować
=> Jak udawać chorobe
=> Manipulacja (Atrapa)
=> Co zrobić zeby się nie nudziło na lekcji (krótki poradnik)
=> Co robic żeby się nie nudziło (długi poradnik)
=> Jak Podrobić Podpis
=> Co zrobić jak się ma dużo Uwag
=> Spawdziany Dla klasy I gimnazjum
Mody
RoZrYwKa
Księga gości
SPRZEDAŻ YANG
Kontakt
Pogoda
Dla Administratora
Trochę Kawałów



 
Poradnik: jak nie zasnąć na lekcji.

Dzwonek. Jak ja nie cierpię tego dźwięku! Nieokreślona bliżej siła rozrywa mi czaszkę na maleńkie kawałeczki. Sor z nienaganną punktualnością otwiera drzwi, niczym bramy krainy straconych dusz i z ironicznym uśmieszkiem zaprasza do środka... Leniwie podnoszę swoje ociężałe cielsko, zbieram rozsypane po podłodze książki (przyniesione w złudnej nadziei, że może dziesięciominutowa przerwa pozwoli mi opanować materiał ostatnich lekcji) i pozostawiam puszki po coli/papierki po cukierkach/opakowania po Lay"sach* (*zbędne skreślić).

Wchodząc do sali, obowiązkowo obdarzam nauczyciela spojrzeniem spode łba i rzucam się w jak najdalszy i jak najciemniejszy kąt pomieszczenia. Z reguły zanim się wygodnie (załóżmy, że te przyniskie, twarde i dziwnie wyprofilowane krzesła mogą być wygodne) usadowię, na tablicy widnieje już temat, profesor otwiera dziennik, sprawdza listę (mimo iż zestaw nieobecnych jest zawsze ten sam) i pada pytanie: „kto nie przygotowany?”. Kocham je. Najchętniej odpowiadałabym na nie twierdząco na każdej lekcji. Ale to i tak dobrze, że niektórzy nauczyciele je zadają, bo inni „nie uznają czegoś takiego jak nieprzygotowania, usprawiedliwienia, szczęśliwe numerki i inne wytwory chorej uczniowskiej wyobraźni”.

Plan lekcji zawsze jest taki sam. Nudy. Cholernie nudy. Czy nauczycielom się nie nudzi tak przez ładnych parę lat w kółko powtarzać to samo? Mogliby wprowadzić jakieś urozmaicenia, przytaczać fragmenty artykułów, pokazywać filmy, opowiadać anegdotki… Ludzie, trochę inwencji twórczej! Fantazji! A tu nic.

Lekkie ożywienie przy wywoływanym nazwisku – jak zawsze nie moje. Całkowicie odpływam już do swojego świata. Słyszę tylko jak ktoś odpowiada. Błąd, recytuje to, czego wykuł się wczorajszej nocy. Że też ludzie nie mają co w domu robić...

Wpatruję się bezmyślnie w tablicę i usilnie próbuje zrozumieć temat lekcji. Patrzę na zegarek. Jeszcze tylko 41 minut. Kiwam się błogo na krześle. W myślach przelatują mi tylko słowa „nie huśtać się na krzesłach, niszczycie podłogę, bla bla bla”... Takie bujanie się jest bardzo relaksujące. Gdybym jeszcze miała zimnego drinka, mogłabym tak siedzieć.
38 minut. Nie lubię tego zegarka. Zawsze mi się wydaje, że jest zepsuty. Wskazówki przesuwają się tak wolno. Zdecydowanie za wolno…

Znam już każdy fragment każdej sali. Wszystko. Wiem gdzie stoi jaki kwiatek, gdzie są zepsute żaluzje, na jakiej ławce jakie są napisy... Zmieniam pozę, podpieram brodę dłońmi, żeby tylko nie usnąć. Głos sora jest tak nużący, tak monotonny, jak kołysanka... Odpływam daleko, daleko, daleko... Promienie słońca palą mi skórę. Nie mogę zamknąć okna, bo „jest duszno, sala musi się wietrzyć”. Wracam do swojej krainy. Widzę wielkie pole zielonej trawy i błękit nieba. Zero ludzi. Całkowita cisza.

Z tego stanu niespodziewanie wyrywa mnie dziwnie głośny głos nauczyciela: „do tablicy!”. Zielone pola zamieniają się w zieloną tablice. Analizuję wszystko, co na niej widzę, ale jakoś nadal nie wiem zbytnio, co mam zrobić.
Patrzę na zegarek. 22 minuty. Nieśmiało odwracam się w stronę klasy, ale znajduję tylko srogie oczy sora. „Więc... eee... tak właściwie... bo się zamyśliłam... no to... co mam zrobić?”. Ręka nauczyciela wskazuje mi tajemnicze wzory, z których mimo najszczerszych chęci, nie umiem skorzystać. Wzruszam ramionami i wracam do ławki.

Zielone pola nie chcą wrócić. Spoglądam przez okno na przeciwną stronę ulicy. Pustka. Nic się nie dzieje. 19 minut. Przeglądam zawartość piórnika. Czytam „złote myśli” nad tablicą. Przelatuję wzrokiem po wszystkich ścianach i oglądam plakaty. Je chyba też znam na pamięć. Szturcham w ramię dziewczynę siedzącą przede mną. Zero reakcji. No tak, przecież 10 sekund nieuwagi na lekcji jest karane dożywociem. Gram sama ze sobą w kropki.
15 minut. Magiczne 15 minut. Od razu polepsza mi się humor, właściwie mogłabym się zacząć pakować, tylko jakoś nie zdążyłam się jeszcze rozpakować. Moja koleżanka zazwyczaj siedzi całą lekcje z plecakiem na plecach. Kładę się na ławce i dorysowuję kolejny wagonik przy ciuchci z zachęcającym napisem „jak się nudzisz – dorysuj wagonik”. Jem snikersa, przepijam Tymbarkiem.

12 minut. Nie wytrzymuję: „przepraszam, mogę iść do łazienki?”. W sumie nie czekam na odpowiedź, tylko opuszczam z satysfakcją salę. Idę do lustra sprawdzić, czy nie rozprostowały mi się włosy.

Wracam. 8 minut. Wyciągam się niczym kocur w słońcu, a powieki same mi opadają...
Ileż to ciekawych rzeczy mogłabym zrobić, gdybym nie musiała gnić w tej ławce? Bo co tutaj mogę robić? Co robimy zazwyczaj na lekcjach? Słuchamy, słyszymy i rozumiemy, of course. Ale cóż mają poczuć biedne istoty, które nie odnajdują się w nauce? Przepiszemy pracę domową na następną lekcję, ułożymy ściągi na klasówkę, powysyłamy parę smsów (w wersji hardcore wejdziemy pod ławkę w celu małego telefonicznego flirtu), poobgadujemy kogoś, podpiszemy się na ławce, możemy słuchać discmana, zjeść śniadanie… Można oddać się krzyżówkom, czytać książkę, rysować komiksy, karykatury (oczywiście wszelka zbieżność, podobieństwa między nimi a nauczycielami są przypadkowe) przejrzeć gazetę (byle nie CKM
, bo jest systematycznie konfiskowany przez profesorów, z przyczyn oczywistych nie oddawany), ale ja najbardziej żałuję, że nie mogę przynieść laptopa. Zawsze można pogapić się na uczniów sąsiadującego Plastyka… Jest szansa, że pojawi się jakiś interesujący długowłosy, a jeśli nie, to zawsze zostaje równie kudłaty pies w oknach naprzeciwko. Można zabić pszczołę, która odważyła się wlecieć do sali lekcyjnej, jeśli masz biologiczne ciągoty, przeprowadź sekcję zwło
k. Można też wyskoczyć „na chwilkę” po kredę, zmoczyć gąbkę, po dziennik, do łazienki, do pielęgniarki, do ksero i tak dalej… Można grać w rozbieranego pokera, a na niektórych lekcjach nauczyciele pozwalają nawet pić (przy czym nie mówią konkretnie jakie trunki są dozwolone, a polonistka zachęca do greckiego zwyczaju religijnej ekstazy poprzez picie wina). Alternatywnym rozwiązaniem jest udawanie Osła ze „Shreka” poprzez wydawanie charakterystycznego, jakże denerwującego odgłosu, głośnego wypuszczania powietrza ustami...

Generalnie da się przeżyć, jeśli ktoś ma jakieś pomysły, niech się podzieli.

10 sekund… 9… 8… Cudownie. Czuje się taka szczęśliwa… 4… 3… 2… 1… DZWONEK! Żegnajcie. Kolejna godzina tortur już za 10 minut.

Nazwa użytkownika:
Hasło:

Dzisiaj stronę odwiedziło już 21 odwiedzający (27 wejścia) tutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja